Myliłby się ten kto twierdzi, że wprowadzenie ograniczeń prędkości w miastach wpływa tylko i wyłącznie na bezpieczeństwo pieszych i na nic więcej. Owszem wpływa i tym bezpiecznym pieszym cała sprawa może się jeszcze odbić nie lada czkawką.
Kiedy z końcem wakacji władze Paryża wprowadziły limit prędkości ustalony na poziomie 30km/h, aktywiści bili brawo, kierowcy zgrzytali zębami a władze miejskiego transportu zastanawiały się jak uporać się z nadmiarem pasażerów.
Nie ma co kryć, że stolica Francji od lat stoi w permanentnym korku, ale jednak po ominięciu najbardziej zatłoczonych miejsc, wciąż dało się nacisnąć gaz i sprawnie dostać do miejsca przeznaczenia. Teraz pozostanie stanie w korku bo o naciskaniu gazu nie ma już mowy.
Skoro zaś o tym, warto zastanowić się jak nowy limit wpłynie na styl jazdy i zużycie pojazdów. Ustalona aktualnie prędkość jest dobra do poruszania się po podziemnym garażu i mniej więcej równa się temu co wyciska z siebie zdrowy rowerzysta miejski.
Aktualnie produkowane samochody mają przekładnie automatyczne, ale jazda z prędkością 30km/h normalnym samochodem to katowanie na jedynce albo zamulanie na dwójce. Inaczej tego nie widzę. W automacie zresztą podobnie.
Przewiduję, że Paryżanie szybko znienawidzą swoje bolidy i porzucą je w komisach lub na szrotach. Kto zdrowy chciałbym bowiem katować lub zamulać do taktu z piszczącym ostrzeżeniem o przekroczeniu prędkości z wyświetlaną wyraźnie liczbą „30”?
W efekcie nowych ograniczeń przybędzie więc miejsc do parkowania, będzie można zwęzić jezdnie, posadzić drzewa i postawić ławki. Powstanie wiele uroczych miejsc gdzie ciszę mącić będzie tylko elektryczny szum przemykającego autobusu. Załadowanego po brzegi.
Pytacie więc o czkawkę, którą wspominam na początku a jakoś dotąd jej oznak nie widać. Otóż, paryskie ograniczenie dotyka wszystkich pojazdów, w tym kurierów i rozwozicieli pizzy na skuterach. Zaczynacie dostrzegać o ile zmiana wydłuży czas dostawy jedzenia?
Przed laty to nie stanowiło problemu bo Paryżanie chętnie oblegali wszechobecne kawiarnie a z dowozów pożywienia korzystali sporadycznie, głównie wieczorami. Pandemia zmieniła rynek restauracyjny a obostrzenia obowiązujące nad Sekwaną tylko pogarszają sytuację.
Może się zatem okazać, że miasto nieco ucichnie a transport miejski popuchnie na szwach, ale Paryż padnie też ofiarą wydłużonych okresów dostawy wszystkiego: od pizzy po ważne dokumenty. Jak limity to limity.
Kto nie wierzy w tę całą bajkę, podsuwam ilustrację papierowej torby przygotowanej z myślą o paryskiej sieci fastfoodów. Amerykanie wiedzą co to PR i zadbali już o prewencję informacyjną w związku z nieprzyjemnymi obsuwami w czasach dostawy jedzenia.
Ciekawe czy burgery z USA to w tej kwestii wyjątek a może Amerykanie są na takie kwestie przeczuleni. Wszak przed laty, że zbyt opieszałe lub niedokładne skompletowanie zamówienia, ich sieci rekompensowały darmowym posiłkiem.
Może być i tak, że pozostali pójdą w ich ślady i nie pomoże super folia aluminiowa (a miało być eko) na kebabie, który po godzinie turlania skuterkiem, dojedzie zwyczajnie zimny. A nie ma chyba nic gorszego dla kogoś kto wyczekuje na smaczny posiłek.
