Po zakończonej, dopiero co, Auto Nostalgii mam znowu refleksję, że klasyki warto smakować w jak najlepszej formie. Wiadomo, wszystko można próbować doprowadzić do użytku, ale prawdziwa radość tkwi w znalezieniu i pozyskaniu wyjątkowo zadbanego egzemplarza.
Oczywiście, dobrze jest wiedzieć na co się porywamy. Świadomość zasady „Trzech Kupek” bardzo tutaj pomaga. Zaczerpuję ją z landroverowych przygód, ale wydaje się jak najbardziej uzasadniona w odniesieniu do starszej motoryzacji. W skrócie: za pierwszą – kupujesz, za dugą – doprowadzasz do porządku, a trzecią możesz, w zależności od skuteczności działania dwóch pierwszych, przeznaczyć na szaleństwa. Jak ubezpieczenie czy korekta lakieru 😉. Takie podejście to gwarancja spokoju ducha i sił zmierzonych na zamiary. W przeciwnym razie, prędzej czy później, wkrada się frustracja i konieczność sprzedaży (ze stratą, bo niedokończony projekt).
Z drugiej strony, zupełnie inaczej zaczynasz patrzeć na tzw. wysokie ceny. Jak w tym przypadku, bo nikt nie powie, że czerwone BMW wydaje mu się cenową okazją. Warto jednak wziąć pod uwagę stan samochodu, ale też fakt, że mamy do czynienia z kabrioletem. A zapomniałem dodać, że w języku klasyków, takie nadwozie oznacza, ni mniej, ni więcej, jak podwojenie kosztów. Przede wszystkim ze względu na dodatkową komplikację mechanizmu składanego dachu, ale też wnętrza, które w odkrytych samochodach starzeje się szybko i brzydko. Innymi słowy, pewnie da się kupić gdzieś takie auto za około 50 tysięcy złotych, ale mocno się proszę zastanowić, czy na pewno warto. Najlepiej przed zakupem.