Niemcy niby uważają się za jedynych mądrych od motoryzacji, ale interesują się zawsze tym, co robią Włosi. Nie mogli dłużej znieść południowego niedbalstwa w Lamborghini i po prostu markę wykupili. Lancii się nie dało, Fiat jakoś nie chciał, więc zamiast Delty musieli sobie skonstruować coś sami. Tak powstał Golf Rallye.
Nie ma innego wytłumaczenia dla istnienia tej konstrukcji, jak właśnie próba podjęcia rywalizacji sportowej z ówczesnymi hegemonami. Nikt nie był w stanie Lancii zdetronizować a już na pewno nie Volkswagen. Co innego Audi, ale Golf to nie A3, którego wtedy zresztą jeszcze nie było. Ale pewnie było w planach.
Jak by nie kombinował, w Wolfsburgu zamontowali napęd 4×4, który wcześnie zlecono do opracowania Austriakom ze Steyr-Puch, a pod maskę trafił silnik 1.8 wzmocniony kompresorem. Co do tego rozwiązania, zdania są podzielone, bo w Europie więcej jest jednak zwolenników turbodoładowania. Osobiście jestem fanem kompresorów, i to już od początku lat 90. kiedy dane mi było wypróbować te rozwiązania za oceanem.
W przeciwieństwie do szarpania się z turbodziurą, kompresor rozwija moc linearnie i sprawia, że pod pedałem gazu silnik benzynowy zachowuje się niemal jak diesel, bez towarzyszącego rozwiązaniom pana Rudolfa klekotu. Moment obrotowy szybko przyrasta i to praktycznie od żadnych obrotów. Fakt, nie jest to rozwiązanie na wielkie prędkości, ale szalenie usprawnia kulturę pracy silnika.
1 komentarz
[…] Golf Integrale. […]