Zaporożec made in Germany.
Przez wiele lat żyłem w niejakiej nieświadomości faktu nałogowego wręcz kopiowania pomysłów inżynierów niemieckich przez radzieckich.
No co, tak mnie wychowali, żeby myśleć samodzielnie, nie kopiować, nie przepisywać. Po prostu szkoda czasu na powielanie cudzych pomysłów, skoro można realizować własne.
Czas pokazał, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na dwa pytania: czy warto wszystko realizować samemu i czy to ostatecznie takie złe, kiedy kopiujemy innych.
Łatwiej będzie udzielić odpowiedzi na to ostatnie. Wszak niemal cała potęga chińskiej gospodarki stoi dzisiaj na genialnych kopistach. Potrafią podrobić wszystko. Od zegarka, przez komputer, po samochód czy dzieło sztuki, chińskie ręce wytworzą idealną kopię lub też, stosownie do wymogów prawnych, niemal idealną. Niemal jest tu po, żeby wytrącić oręż z ręki prawnikom próbującym domagać się zaprzestania produkcji kopii lub, co gorsza, wypłacenia odszkodowań z tytułu naruszenia praw autorskich.
Co do pytania pierwszego, cóż, wydaje mi się, że lepiej działać we wspólnocie. Problem w tym, że znalezienie wspólników to zadanie niejednokrotnie ponad siły pojedynczego człowieka. Ale to sprawa głęboko poza motoryzacyjna, chyba się zgodzicie?
W każdym razie, dzielny Zaporożec to oczywiście radziecka kopia takiego NSU Prinz.