Nie ma dużo czasu do namysłu, ale z drugiej strony, akurat w tym przypadku, nie ma za bardzo nad czym dumać. Jeśli w sercu masz coś na kształt ekierki, żaden inny samochód nie zadowoli cię tak, jak Volvo 740.
Biały egzemplarz pojawił się na marcowej licytacji szwedzkiego Bilwebauctions, która zaczęła się jeszcze w lutym. Tyle w niej zatem marcowości, że do jutra trzeba zaklepać sobie odpowiednią cenę. A ta wcale nie musi być niska. Dom aukcyjny ocenia, że auto może kosztować nawet 50 tys PLN.
Z drugiej strony, mamy tu do czynienia z naprawdę unikatowym pojazdem. Poza drobnymi rdzawkami na rantach błotników oraz opadniętą podsufitką, o której Szwedzi piszą, że to normalne w tym roczniku a ja w Volvo raczej się z podobną przypadłością nie spotkałem (co innego w Saabach), nie widać tu wielu tematów, które należałoby ogarniać.
Historia samochodu jest równie pasjonująca co, powiedzmy, jazda po Szwecji. Kupił go jeden człowiek, odszedł z tego świata, a Volvo przejął brat, od którego odkupiła go pewna pani. I jeszcze jeden pan. I to wszystko na przestrzeni 35 lat, kiedy ja do Marei, która w Polsce spędziła wcześniej jakieś trzy lata, dostałem w prezencie plik chyba 4 czy 5 umów z kolejnymi właścicielami.