Nie tak dawno miałem okazję pożegnać markę Seat i to w sposób, który wzbudził pretensje u wielu Czytelników. Okazuje się, że uważany przeze mnie za nieznaczącą i nieistotną markę samochodów, Seat jednak zajmuje całkiem poczesne miejsce we wspomnieniach i sercach wielu z was. A skoro tak, oto szansa by stać się właścicielem jednego z tych hiszpańskich aut.
Niby to dobra wiadomość, że Seat się pojawił, ale niepokojące, że w wersji, która znowu może wzbudzić we mnie potrzebę strzyknięcia jadem. Bo tak, mamy tu do czynienia z przerośniętą Jettą. I to tak przerośniętą, że podobne przedłużki wydechu spotkać można było potem chyba tylko w innym wyrafinowanym modelu, czyli Thalii Renault.
Tego Seata doskonale pamiętam za czasów gdy sprzedawano go jako nowy w salonach. Wrażenie robiła na pewno jego obszerność. A jeśli nawet nie samej kabiny, to w każdym razie bagażnika, który sprawiał wrażenie jakby przygotowano tam więcej miejsca niż by tego oczekiwali pasażerowie tego modelu. I wreszcie to oznaczenie, GT. Nie bardzo wiem, jak mam to do końca rozumieć.
Niby GT to skrót zarezerwowany dla samochodów do luksusowej i szybkiej turystyki. Takich, które prezentują się jednak bardziej elegancko od Toledo i które spotkać można na podjazdach różnych luksusowych hoteli. Ale OK, czy Toledo nadawało się do podróży? I tu zaskoczę, bo absolutnie tak. Z mocą ponad 100 koni, przy swojej jeszcze relatywnie niewielkie masie, z wygodnym wnętrzem i obszernym kufrem, ten model to wręcz wymarzona propozycja dla podróżnika. Przynajmniej w tamtych czasach, kiedy zdarzało mi się europejskie trasy zaliczać za kierownicą Malucha. Z mojej ówczesnej perspektywy takie GT to było marzenie. Czy chciałbym nim dzisiaj nadal podróżować? Hmm… nie wiem.