Był przed laty taki serial o młode prawniczce, która robi karierę w stolicy. O ile dobrze pamiętam, Magda M. poruszała się po mieście jakimś niedużym autkiem, zresztą z różnym skutkiem. Czy jej dzisiejsze wcielenie pozostałoby przy słodkiej ekonomii czy jednak sięgnęło po mocniejszą broń?
Skoro o broni, dla zwolenników pełnej wolności jej posiadania koronnym argumentem jest poczucie bezpieczeństwa jakiego taka możliwość dostarcza. „Mam, ale nie korzystam” to kluczowe hasło tych, którzy opowiadają się za masowym posiadaniem broni. Pół Ameryki wychodzi z tego założenia, co czasem kończy się rzezią w lokalnej szkole, do której z bronią zabraną z domu wpadnie kilku nastolatków, którzy poprzedniego wieczora ćwiczyli kolejną online strzelankę. Czy podobnie nie dzieje się w motoryzacji?
Minione tygodnie przyniosły na polskich drogach tragedie spowodowane, jakże by inaczej, przez kierowców BMW. Wypadków i wykroczeń było kilka, ale najgłośniejsza jest sprawa, poszukiwanego zresztą listem gończym Sebastiana (i jeszcze to imię), który zasuwał swoim autem z prędkością dwukrotnie przekraczającą tę dozwoloną i potrącił samochód rodziny jadącej w tym samym kierunku. Wskutek zderzenia drugi samochód stanął w płomieniach a rodzina w nim zakleszczona już nigdy go nie opuściła. Seba oddalił się z miejsca a pozostali użytkownicy nie zatrzymali się by umierającym w cierpieniach pomóc.
To w Polsce, a pomyśleć, że za zachodnią granicą ludzie pokonują codziennie tysiące kilometrów z wysoką (relatywnie) prędkością i nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Dni mijają, kilometry są nawijane, ludzie docierają do celu, przy okazji spalając hektolitry paliwa. Czy zatem przywilej szybkiej jazdy powinien być u nas dostępny, a może nadal nie, bo nie nadajemy się do szybszego poruszania, czego dowodem wspomniana tutaj sytuacja?
Jestem zdania, że wszystko jest dla ludzi i tylko warunkiem korzystania jest dostęp do zdrowej głowy, bo chora zawsze wywoła katastrofalne skutki, tym większe, im większe możliwości danej broni. I z takim stwierdzeniem Magda M. zapewne by się zgodziła. Tak samo wtedy, jak i teraz.
Prezentowane e39 M5, jak by nie było 400 konny drogowy potwór, w ofercie holenderskiego dealera Auto Leitner pobył tylko kilka dni i już niestety nie ma po nim śladu. To znaczy jest, właśnie tutaj.