W swoim czasie właśnie pocztowcy mieli u nas niemałą flotę C15, tylko w przedłużanej wersji i z obowiązkowym dieslem pod maską. Tu mamy niby to samo, ale zupełnie co innego. Bo auto jest w oryginalnym nadwoziu i zasila się je czystą benzynką.
Niby Citroen, ale Polak może mieć inne zdanie. Wszak te samochody były montowane w zakładach w Nysie, co czyni z nich praktycznie samochody polskie. Wiadomo, poza złożeniem to nic tam polskiego nie było, ale taka myśl czyni C15 bliższym wielu sercom.
Auto powstało jako bagażówka, w najlepszej tradycji modeli AZU sięgającej początków 2CV, ale jest już nowocześniejsze, o ile nowoczesnością określić można podobieństwo do modelu Visa, którego początki datują się mocno w latach 80.
C15 jeździ bardzo sprawnie i przyjemnie chociaż latem na tych skajowych fotelach nie czuje się człowiek jakoś super komfortowo (zimą zresztą też nie), ale skoro całe pokolenia przejeździły na takiej tapicerce w Maluchach i Fiatach 125p to może nie ma co tutaj cudaczyć. W końcu to wóz utylitarny i tak został właśnie pomyślany.
Poza bagażówką, C15 występowały też jako rodzinne kombi, ale właśnie ta wersja jest, uważam, lepsza. I potwierdzi to każdy, kto chociaż raz próbował przecisnąć się na tylną kanapę w takim furgonie. OK, jak już się tam siedziało, to jak panisko, ale wejście/wyjście: koszmar. A tu, elegancko obite sklejką, praktyczne i niemal gotowe np. do prostej turystyki.