Przyjemny dodatek do rzeczywistości.
Był taki czas, że samochód był symbolem statusu. Najpierw społecznego, w krajach gdzie autami poruszały się najpierw tzw. wyższe sfery. Później to się zmieniło, wyższe sfery pozostały w swoich pierwotnie kupionych pojazdach a za kierownice nowszych wsiedli tzw. nouveau riche. Wiadomo.
W miarę rozwoju kapitalizmu, coraz więcej ludzi wskakiwało do samochodów, do tego stopnia, że już nie bardzo dało się odróżnić klasę wyższą od tych tzw. nowych pieniędzy. Z czasem, pokazywanie się w samochodzie, jako symbolu czegokolwiek, przestało mieć sens.
Wtedy przypomniano sobie, że poza rolą symbolu statusu czy mobilnym wyrazem siły naszego konta, samochód może też służyć do załatwiania codziennych spraw ale w poczuciu samospełnienia i komfortu, z tą odrobiną szyku, tak niezbędną do miłego spędzania czasu np. w korku.
Taka potrzeba, jak mniemam, kieruje osobami wysiadającymi z nowszych pojazdów, bez wątpienia sprawniejszych, wydajniejszych i szybszych od staruszków, za to pozbawionych atmosfery saloniku z kominkiem. Taką bowiem gwarantują tylko te starsze wozy, gdzie drewno jest drewniane.
Jak w tym Mercedesie. Nie tylko elegancko się prezentuje to jeszcze ma czym błysnąć pod maską a kabina to wprost definicja prostoty i stylu. Mówią, że to ostatnie się ma lub nie i nie da się go kupić. Patrząc na W201, ośmielam się nie zgodzić z tym twierdzeniem.