Jakaż to ironia losu, że magiczna szuflada, która kiedyś stanowiła dla zmotoryzowanego centrum wszechświata, z czasem została zastąpiona zestawem dla niepalących a następnie wstydliwie zmniejszona i w końcu wycofana. Do tego stopnia, że dzisiaj jest powodem do dumy ukazać, że w 20 letnim samochodzie nie wykorzystano nigdy elektrycznej zapalniczki.
Przypomina mi się jak z kolegą wybraliśmy się nad wodę. On swoim Junakiem a ja Autobianchi Y10. Wszystko szło dobrze, nawet się Junakiem przejechałem, wszystko fajnie, dziękuję, ale kiedy wróciłem kolega mówi, że zapali. I zanim się zorientowałem, sięgnął do elektrycznej (wówczas wciąż dziewiczej) zapalniczki w moim wozie, a następnie, ruchem zawodowca, zatopił tytoniowy czubek na fabrycznie nowych zwojach mojej zapalarki. Poczułem jakby mnie żywym żelazem kto przypalił. Naprawdę. Nigdy wcześniej nie miałem takich refleksji. Raz, że sam nie palę, a dwa, ze nie zajmuje mnie, co robią z płucami inni. Tutaj jednak poczułem, jak w środku słonecznego dnia, nagle pojawiły się chmury.
Cóż, jakoś to przeżyłem i do dzisiaj czasami do siebie dzwonimy, ale chcę przez to dać do zrozumienia, że umiem docenić fabryczną czystość zapalniczki. Natomiast zupełnie nie zgodzę się, że oznacza ona, że w samochodzie nikt nie palił. I znowu, inny kolega ma taki węch, że pozostałości korzystania z tytoniowych używek jest w stanie wywąchać nawet w blaszanym busie. O tyle to dziwne, że czasami nikt tych resztek dymu nie czuje poza nim, ale cóż, każdy ma jakieś odchyły. Tak na to patrzę.
W tym Oplu popielnica jest słusznej wielkości. To w zasadzie szuflada (z niemieckiego: schublade) i jako taka, zwłaszcza w tym stanie czystości, może być wykorzystywana do przechowywania drobiazgów, cukierków, kluczyków i innych rzeczy, które normalnie poniewierają się po aucie. Osobiście, nie lubię tego typu bałaganów, ale może to się bierze z tego, że przez dłuższy czas żyłem w trybie z samochodu do samochodu i po prostu nie było jak się umościć na swoim. W aktualnym samochodzie wciąż się na tym łapię, że niby coś już porozkładałem, ale i tak jestem w trybie jakby wiecznej ewakuacji, gotowy wszystko wyjąć i opuścić teren. Może mi to w końcu przejdzie, nie wiem.
I na koniec uwaga pod adresem silnika, bo pewnie podniosą się głosy, że cztery cylindry to w Omedze nie wypada. Otóż wypada, i to bardzo. To świetny, miękko pracujący i elastyczny silnik, który jest na dodatek ekonomiczny. W moim S211 Mercedesie mam też podstawową jednostkę z kompresorem i nie dam na to złego słowa powiedzieć. Oczywiście, kultura pracy ma się nijak do sześciu garów w rzędzie (czy nawet charakterności pięciu), ale w kwestii osiągów jest wystarczająco dobrze. I podobnie w Omedze.