W kratkę czyli po kimś.
Przy zakupach z tzw. drugiej ręki, poza weryfikacją stanu technicznego samochodu, dochodzi jeszcze jeden aspekt, którego unikamy podczas zamawiania nowego samochodu w salonie. Twórczość własna kolejnych właścicieli.
Pół biedy, jeśli w ramach spadku po nich otrzymujemy np. kolekcję naklejek (można usunąć) czy spojler (odkręcić) albo felgi, które nam się niespecjalnie podobają (się sprzeda i zastąpi innymi). Gorzej, kiedy poprzedni właściciel zaatakował organizm samochodu swoim druciarstwem.
Możecie wierzyć lub nie, ale nabyłem kiedyś Super5 w stanie, chciałoby się rzec, do odratowania. Kupiłem od kolegi (to temat na zupełnie osobny wątek), który zapewniał, że wóz jest w stanie świetnym. Cóż, do demontażu plastikowych osłon (a tych w Super5 nie brakuje) i remontu blacharskiego.
To jednak nie zdziwiło mnie wcale najbardziej. Punktem, który złamał wiarę w ludzkość, był przypadkowy rzut oka pod fotel kierowcy. Wiem, że nikt normalny tam nie zagląda. Ja też nie, ale mi coś wpadło i ręką nie dało się wymacać. Kiedy zajrzałem, okazało się, że stelaż fotela jest złamany ale bardzo mocno skręcony drutem.
Nie, nie miałem pretensji do kolegi, przecież wcale nie musiał wiedzieć co jest grane. Raczej dziwi mnie, że komuś to pękło i naprawił fotel drutem. Przecież to fotel, od niego w sumie może zależeć bezpieczeństwo jazdy. Cóż, widać nie miało dla kogoś aż takiego znaczenia a ja znalazłem nowy fotel z taką samą tapicerką i zwyczajnie zamieniłem.
Czy w tym kontekście takie wielkie znaczenie ma kratkowana podsufitka w Krokodylu? Raczej nie, ale przecież może się okazać, że komuś kratka kompletnie nie podchodzi. Jako, że jesteśmy w temacie „Daily”, bardziej rzuca mi się w oczy popękana deska a wzór podsufitki traktuję jako objaw dobrego poczucia humoru i estetyki właściciela.