Zwykło się u nas patrzeć na samochody pod kątem ich użytkowości. Nic w tym dziwnego, jako niezamożny kraj, musimy mieć na uwadze praktyczność zakupów. Co by jednak było, gdyby nie trzeba się było aż tak tym przejmować?
Nie od dzisiaj wiadomo, że lekkie i niewielkie samochody dają na szosie najwięcej frajdy. Są zwinne co przekłada się na dużą satysfakcję z operowania kierownicą, gazem i hamulcem. Chociaż tym ostatnim to akurat powinno się działać jak najmniej. Tak mnie przynajmniej uczył kolega rajdowiec.
To ciekawa jest w ogóle rzecz, że frajda za kierownicą niekoniecznie odbywa się tylko w towarzystwie setek koni mechanicznych. Świetnym na to dowodem są Lotus Super7 czy nawet moja ukochana zabaweczka – Autobianchi Y10 – tutaj.
Nad tą ostatnią Lotus ma jednak wyraźną przewagę – jest niższy – więc co prawda gorzej się do niego zapakować a potem wytarabanić, ale bliski kontakt z nawierzchnią to coś, czego nie da się zastąpić. Tak przynajmniej postanowili inżynierowie Hondy kiedy projektowali model CRX.
Nieduże i lekkie auto z wygodnym wnętrzem o bardzo nisko posadowionej karoserii i opływowej sylwetce to formuła, która potem przeniosła się na następczynię, by zrobić wyjątek wersją DelSol i powrócić w modelu CRZ, swoją drogą niesłusznie zapomnianym i niedocenianym.
Honda CRX
Rocznik: 1985
Cena wywoławcza: 17 900PLN