Nie trzeba kończyć podstawówki żeby zobaczyć tu aż 10 na plusie, ale w świecie handlu samochodowymi klasykami, tak proste kalkulacje praktycznie nigdy się nie zdarzają. I nie sądzę, żeby przykład, o którym poniżej, należał tu do wyjątków.
W kwietniu pisałem – tutaj – o Corolli KE70, która była do kupienia na aukcji w Szwecji. Samochód świetnie się prezentował, wyceniono go całkiem wysoko, ale licytacja szła powoli. Była nadzieja na sensowny zakup i skorzystał z niej jeden z czytelników Likonic. Nie to żeby planował potem jazdę Corollą, widział w niej potencjał na odsprzedaż.
Na szwedzkiej aukcji auto udało się kupić za równowartość 30 tysięcy PLN. Potem jeszcze „tylko” wypad na drugi brzeg Bałtyku, z lawetą, i przywóz auta. Taki wyjazd, w zależności od odległości i przyjętych standardów noclegu, należy szacować na jakieś 5 tysięcy złotych w obie strony. Bez szaleństw ale i żeby uniknąć spania w kabinie lawety.
Kiedy Toyota była już na miejscu, poszło ogłoszenie w Giełdzie Klasyków, czyli kolejne 250 złotych, zapewne należało też auto przygotować do zdjęć, a to też kwestia kolejnych wydatków. Polski rynek, o czym wiadomo było od początku, to nie miejsce na ładne, ale jednak spod sztancy, japońskie sedany. Po wygaśnięciu „giełdowego” ogłoszenia, podjęto nowe kroki.
Corolla trafiła mianowicie na francuską aukcję Benzin. Ktoś powie, że to bez sensu, wszak amatorzy aukcyjnych zakupów, już wcześniej widzieli ją w Szwecji i na pewno nie będą zainteresowani zakupem auta z Polski. Sam byłem w tej kwestii sceptyczny, a wolny przebieg licytacji zdawał się w pełni ów nastrój potwierdzać.
Jakież było zatem moje zdziwienie gdy nazajutrz otrzymałem powiadomienie, że Corolla znalazła nowy dom za kwotę 10 tysięcy EUR. Ucieszyłem się, że tak się stało bo auto jeszcze pojeździ zamiast podpierać szwedzką szopę. Ucieszył się też pewnie właściciel bo z ryzykownej, jak by nie patrzyć, transakcji wyszedł obronną ręką. A nawet z niewielkim zyskiem.
I teraz, czy faktycznie niewielkim, tu odnoszę się do właścicieli wszelkiej maści lokat i papierów zwanych wartościowymi. Czy udało wam się kiedykolwiek wygenerować 25% zysk na takim rynku w okresie, trzech miesięcy? No właśnie, a tu się udało. Dziwić się teraz, że ludzie łatwo dają się zassać magii rynku klasycznych samochodów.
Gratulując ryzykantowi, jednocześnie chciałbym jednak ostrzec innych, potencjalnych naśladowców. To nie jest tak, że te zyski są gwarantowane i występują za każdym razem. Większość ludzi z tego światka przyzna wam, że jedne transakcje wychodzą na plus a inne na, niestety, minus. Dlatego tym bardziej namawiam do udziału tych, którzy te klasyki autentycznie kochają i są w stanie ewentualne straty jakoś sobie powetować a zyski celebrować jak nigdy przedtem.