Reaktywowany po długiej przerwie Plebiscyt Lajkonik Roku zdaje się cieszyć powodzeniem. Chętnie głosujecie, w czym na pewno pomaga dostępność nagród dla głosów z zarejestrowanych kont. Co jednak ciekawi mnie najbardziej, to wybór Lajkoników. O ile bowiem o dobór troszczę się ja przez poprzedzający głosowanie miesiąc, to ostateczna decyzja zapada jednak w waszych głowach.
W pierwszych miesiącach tego roku, Plebiscyty miały dość zażarty przebieg. Niezależnie od ilości oddanych głosów, a przypomnę, że apogeum było bodaj w kwietniu z ilością ponad 120 tysięcy, wybory stawiały niemal w równym rzędzie trzy do czterech samochodów. I potem tylko nieznaczne wahania przechylały szalę zwycięstwa na któregoś z nich.
W tym miesiącu było całkiem inaczej. Prowadzenie, od samego początku, objął zielony Citroen Ami i nie oddał go do samego końca, w efekcie wygrywając z niemal połową wszystkich oddanych głosów. Coś niebywałego, nie było jeszcze takiego przypadku. I to wszystko w sytuacji kiedy głosów było najmniej w tym półroczu, bo tylko 20 tysięcy.
Ten miesiąc w ogóle jest uciążliwy. Ataki na profil FB, zarówno mój prywatny jak i, powiązany z nim, lajkonikowy, spowodowały braki w komunikacji przez media społecznościowe. Za nimi przyszło częściowe odłączenie profilu instagramowego. Potem FB przywracał połączenia, ale do tej pory nie odzyskałem dostępu do kont z poziomu komputera. A to może uprzykrzyć życie.
Z drugiej strony, pozbawiony dostępów, odkryłem przyjemność w innych tematach, takich typowo letnich. Wyremontowałem klasyka mięśniowych jednośladów, rower Condor, i zacząłem nim regularne jazdy. Właśnie zaliczyłem ponad 60 kilometrową trasę i muszę powiedzieć, nie bez dumy, że jeszcze człowiek może, chociaż dla wielu granica 50 lat to już jakby starość.
Staram się przystosować do nowych warunków działania, chociaż zarządzanie FB z telefonu to nie jest coś, co sprawia mi największą frajdę. Mam nadzieję, że nie czujecie się zaniedbani, chociaż liczba publikacji spadła i w kolejnej edycji, w szranki plebiscytowe stanie o połowę mniej konkurentów. Powiedzmy, że to tak na wakacje, które u mnie ruszyły wcześniej.
Przy okazji, chciałbym pogratulować Piotrowi Życzyńskiemu z House of Classics, że miał odwagę licytowania i zakupu Ami, które już wylądowało w Polsce. To nie jedyny samochód, który Likonic opisał przed lub w trakcie licytacji, a wylądował na naszych drogach. I dobrze, bo to fajne auta i warto się nimi interesować. Czy znajdzie swój nowy dom tego lata? Zobaczymy.
Marcin Suszczewski