Podobno ludzie kupują oczami. W przełożeniu na realia samochodowe, nie dopuszcza to miejsca na zakupy w innych salonach samochodowych niż włoskie a jednak auta z krainy pizzy to raczej wciąż egzotyczna propozycja. Nie tylko w salonach z nowymi samochodami, ale również wśród klasyków.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie uwaga czytelnika wygłoszona w odniesieniu do deski rozdzielczej Golfa 2 serii – tutaj. Cóż, nie da się ukryć, że nie tylko nie jest ona finezyjna, bo funkcjonalna również nie jest. Kto nie siedział w takim Golfie, ten koniecznie powinien sprawdzić z jaką nie-łatwością reguluje się prędkość pracy dmuchawy (najlepszej do obsługi jej pokrętła byłby jakieś sprytne i małe szczypczyki) albo ustawianie parametrów nawiewanego powietrza. Z kolei studiów książki obsługi wymaga odczytywanie wskazań z centrum informacyjnego w postaci kolorowych diod umieszczonych pomiędzy zegarami na tzw. tablicy.
Skoro jednak o tym, włoskie magnificencje nie są tu mocno w tyle. Zegarki umieszczone w podsufitce albo gorzej, otoczone przyciskami do otwierania (elektrycznie) szyb. No kto by na to wpadł, poza geniuszami z Alfa Romeo. OK, współcześnie znany samochód DS9 nie jest lepszy i również proponuje sporo sterowania znad lusterka wstecznego. O ile dobrze pamiętam, połowa tych przycisków steruje roletkami szyb dachowych, ale dawno nie korzystałem i mogę się mylić. Natomiast na pewno coś tam do pstrykania się znajdzie.
A jeśli już jesteśmy przy (moim ukochanym) Citroenie, to już nie będę pastwić się za tablicę przyrządów w modelach BX czy Visa, ale rzućmy okiem do flagowego C6. Wiadomo, wybujałe kształty, wygięta wspaniale tylna szyba, ale kto widział umieścić w tej całej finezji i elegancji ten okropny wyświetlacz nawigacji i dodatki w postaci wskazań prędkości na wysepce wyrośniętej, nie wiadomo skąd, na środku deski rozdzielczej. Coś okropnego.
Czyli jak to jest z tym kupowaniem oczami? Czy jeśli auto spodoba nam się zewnętrznie to jesteśmy skłonni wybaczyć mu wszystkie grzechy popełnione w kabinie? A co z mechaniką, zabezpieczeniem antykorozyjnym czy pracą silnika i zawieszenia, o skrzyni biegów nie wspomnę.
Samochód to bardzo złożony twór. Nawet elektryczny, chociaż ten wciąż budzi moją odrazę i niechęć i nie zamierzam na ich temat się wypowiadać. Prawdziwy, ten mechaniczny, jest całkiem jak pies lub człowiek. Ma swoje sympatie, fochy, fobie, fanaberie. Z którymi przyjdzie nam żyć, jeśli pójdziemy za głosem serca i nie posłuchamy wcale rozsądku.
Ba, jak go jednak słuchać jeśli nadwozie nas wzbudzi a spod maski ryknie coś rasowo? Może być, że na ołtarzu życiowej harmonii, przyjdzie nam położyć to lub owo. Ale to i tak chyba lepiej niż nudzić się do końca naszych dni w towarzystwie czegoś (lub kogoś), na kogo nawet nie mamy siły się porządnie zdenerwować.
Na słodko-pierdząco jeszcze przyjdzie czas i oby przyszedł jak najpóźniej. Tymczasem, niech będzie dziwnie, czasem bez sensu. Ale jednak jakoś. Co wy na to?
Marcin Suszczewski