Proza życia.
Niedawno przedstawiłem historię zakupu klasyka. W tym wypadku chodziło o Peugeot 305, którego wcześniej polecałem jako godnego uwagi. Historia, jak wiele, ma swój dalszy ciąg, o którym właściciel mówi, ze to „już raczej prozą życia z czterdziestoletnim autem”.
Po tej przejażdżce w połowie lipca, problemy z rozruchem dalej występowały, mimo naładowanego akumulatora. Tymczasem umówiłem się z mechanikiem na wstępny przegląd auta i miałem silne postanowienie dojechania do warsztatu na kołach a nie na lawecie. Zacząłem się bacznie przyglądać klemie minusowej, która była uszkodzona (miała przekręcony gwint) i nie kontaktowała zbyt dobrze. Była to klema starego typu, nakładana na styk od góry i zakręcona kurkiem:
Przypuszczam, że mogła być oryginalna. Ponieważ nie widziałem możliwości jej naprawy, po prostu odciąłem ją od kabla masowego i zastąpiłem zwykłą, współczesną klemą w formie obejmy. Niestety ten zabieg nie przyniósł rezultatu w postaci uruchomienia silnika – rozrusznik kręcił wałem, ale motor nie startował.
W dniu umówionej wizyty w warsztacie zadzwoniłem do mechanika uprzedzając go, że mogę się spóźnić, ponieważ auto nie odpala i prawdopodobnie konieczna będzie laweta. W duchu miałem nadzieję, że tak źle nie będzie i uda się dojechać na kołach.
Poprosiłem o pomoc kolegę – co dwie głowy, to nie jedna, a też w razie awarii blisko warsztatu można podholować auto. Peugeot oczywiście nie odpalił. Dokręciliśmy klemy, co nic nie zmieniło. Spróbowaliśmy pożyczyć prądu z drugiego auta, co było bez sensu, bo przecież mieliśmy naładowany akumulator. Na tym etapie nasza wiedza na temat mechaniki Peugeota 305 była na tyle skąpa, że nie pokusiliśmy się o diagnostykę innych układów. Zaczęliśmy się jednak bacznie przyglądać gaźnikowi. Naszą uwagę zwróciła kropla paliwa wyskakująca z niego (a konkretnie z pompki przyspieszacza, jak mieliśmy się później dowiedzieć) za każdym dodaniem gazu. To raczej nie powinno tak wyglądać…

Pogodzony z koniecznością wezwania lawety, zacząłem przeglądać internet w poszukiwaniu ofert. Nagle bezwiednie zacząłem się bawić ustawieniem poboru powietrza, który w moim Peugeocie jest manualny (przełącznik lato – zima na rurze prowadzącej do filtra powietrza):
W tym czasie kolega próbował uruchomić silnik. Akurat przestawiłem na „hiver” (fr. zima), pomimo 30 st. C. Kolega przekręcił kluczyk w stacyjce, a auto odpaliło! Mogliśmy jechać do warsztatu.
Nie wiem, co zmieniło to przełączenie na tryb zimowy. Powietrze jest w nim doprowadzane znad kolektora wydechowego, ale przy zimnym silniku raczej nie chodzi o temperaturę. Prawdopodobnie uszkodzonemu gaźnikowi lepiej pasuje to ustawienie i jakoś sobie radzi z uruchomieniem silnika. Być może ciąg powietrza nie jest tak duży i nie dławi silnika na tyle, żeby nie dało się uruchomić.
Tutaj muszę znowu zrobić przerwę w relacji, ale wrócę do tematu, żeby opowiedzieć, co zdiagnozował mechanik i jakie dalsze kroki podjąłem w celu przywrócenia niezawodności mojej „305”.
Pierwszą część opowieści pana Ziemowita i obszerną galerię szczegółowych zdjęć znajdziecie – tutaj.