Spotkania entuzjastów amerykańskiej motoryzacji są dzisiaj gwarancją na posłuchanie wspaniałej muzyki z silnika. Zarówno samochody jak i motocykle z USA nie grzeszą przesadną skromnością. A w kwestii brzmienia wydechu to już najmniej.
Zorganizowane w warszawskim Koneserze na Pradze spotkanie tylko potwierdziło tę znaną prawdę. Samochodowo zgromadziło kilka ciekawych egzemplarzy, gdzie żółty jak nowojorska taksówka Chevrolet Caprice Classic przykuł moją uwagę na dłużej, ale to dzieła firmy VTG były tym, co zafrapowało najmocniej.

VTG to firma znana z występów na ¼ mili i to nie tylko w Polsce. Był taki czas, że w Europie nie mieli sobie równych. Tak przynajmniej słyszałem bo nie jestem jakimś super fanem jazdy po prostej. O ile sam sport może wydawać się dziwny to już skonstruowane na potrzeby takiej rywalizacji samochody, wcale nie. Chociaż Mustang z silnikiem Corvette albo pikap o mocy 1500 koni dają do myślenia.
Co ciekawe, ekipa VTG na imprezę przyjechała na kołach. Tak, te monstra, z których najszybszy do setki przyspiesza w półtorej sekundy, grzecznie przeturlały się na Ząbkowską w warszawskich korkach i nie robiły z tego powodu żadnych fochów. Trochę więc jak kolejne generacje Bugatti. Mimo, że moc monstrualna to jednak daje się ją okiełznać.
Od grzmotu silników maszyn z VTG oderwać mogły tylko wystrzały wydechów z wystawy motocykli. Amerykanie nie mają w tym rynku zbyt wielu propozycji, ale Harley i Indian potrafią tak skutecznie przykuć uwagę, że przestajesz zadawać pytania i rocznik i model. Inna sprawa, że w tych pojazdach liczy się to, jak daleko udało się odejść od oryginału, więc i pytania bezzasadne.
Niejako rozpędem zahaczyłem jeszcze o stoisko firmy e-Jack’s z elektrycznymi jednośladami. O ile ściągnął mnie tam skuter to szybko porzuciłem przymiarki do niego na rzecz zaparkowanego opodal Super Soco z elektrycznym napędem o mocy jak w spalinowej „pięćdziesiątce”. Pojazd kosztuje około 10 tysięcy złotych i na jednym ładowaniu przejeżdża około 100 kilometrów. Za 2 złote.
Super Soco jest zwinną i lekką maszyną. Mimo ponad metra osiemdziesięciu wzrostu znalazłem na nim łatwo wygodną pozycję a budowa owiewek pozwała na ścisłe oplecenie Soco kolanami. Wąskie gumy, proporcjonalne nadwozie i skuteczny napęd to coś co może się podobać… uczniowi liceum. Bo to właśnie do takich osób marka kieruje chyba tę ofertę.
Mi się ta elektryczność podobała z punktu widzenia dziennikarskiego, ale serce mocno zostało po stronie pojazdów karmionych etyliną zamiast kilowatami. Tam się czuje, że to wszystko żyje i czuje. Drży i huczy. Działa. Bo w elektryku nie możesz być tego wcale pewny.