Nie mogło być inaczej i za pomysłem skrzyknięcia w zeszłym roku zlotu pogrzebowych „dostawczaków” w Mińsku Mazowieckim stała kobieta – pani Ewelina Oberzig. W tygodniu karawany pogrzebowe ciężko pracują, ale pani Ewelina uznała, że w ten jeden weekend, przedostatni w październiku, można dać im szansę na pławieniu się w świetle reflektorów. W ten sposób powołano do życia KarawanParadę.
Zeszły rok nie był jednak dla mnie najlepszy, by w takim wydarzeniu uczestniczyć. Wiosna pożegnaliśmy mojego Tatę i na myśl o obcowaniu z jakąkolwiek emanacją zakładu pogrzebowego była mi całkowicie obca. Jakoś późnym latem, zeszłego roku właśnie, natknąłem się na wywiad jednego z takich zakładów w kontekście Nocy Muzeów. Pracownik opowiadał, że chcą otworzyć dla chętnych podwoje aby, jak to nazwał, oswoić obcowanie ze śmiercią.
Jesień to na całym świecie czas kiedy ludzie tę śmierć oswajają. W ten weekend w Meksyku zorganizowano Parady Nieboszczyków (jak na początku jednego z filmów o Bondzie) a za chwilę pół świata oszaleje na punkcie Halloween. Od kilku dobrych lat ten zwyczaj kwitnie i w Polsce, co jest o tyle niewygodne, że niemal dzień później ci sami ludzie, którzy przed chwilą szaleli ochlapani krwawą farbą, robią smutne miny nad mogiłami bliskich. Cóż, doganiamy cywilizację i jeszcze sporo przed nami. Aż dziw, że nikomu nie po drodze z własną tradycją, którą tak epicko opisał Mickiewicz.
Wracając do Mińska, w tym roku już tam pojechałem. Wokół fontanny w parku miejskim ustawiono karawany, wyeksponowano ich część, w której w tygodniu przewozi się trumny czy urny, a wokół wydarzenia unosiła się muzyka na żywo i zapach zupy dyniowej. Coś zatem na kształt mieszanki wszystkiego o czym pisałem powyżej. Zapraszam do galerii zdjęć, zobaczcie sami, jak to się prezentowało. Likonic był patronem medialnym wydarzenia.