Likonic, wcześniej jako Wyszukane Samochody, i Fundacja Youngtimer Warsaw, wcześniej po prostu Youngtimer Warsaw, rozwijają się niemal równolegle. Być może ja zacząłem chwilę wcześniej, ale to bez znaczenia bo dzisiaj mamy za sobą lata doświadczeń i obserwacji ruchu i rynku klasyków.
Podsumowaniem tego okresu było spotkanie wieńczące sezon ’23, tradycyjnie na żwirku na Narodowym, chociaż wielu zapewne pamięta inne miejscówki, jak chociażby lotnisko na Bemowie, parking na terenie FSO czy dawny tor próbny fabryki na Żeraniu. Przez te 12 lat te wszystkie miejsca przeżyły najazd miłośników starszej motoryzacji a miniona (ponad) dekada sprawiła, że dzisiaj wszyscy patrzymy na youngtimery zupełnie innymi oczami.
Środowe wydarzenie mogło niejednego zaskoczyć. Sam wybrałem się pod Stadion na 18.00 i już stałem pół godziny w korku wjazdowym. Co przeżyli następni, mogę sobie tylko wyobrazić. Było spokojnie, ale kilka razy dało się zauważyć opary płynu chłodzącego, który opuścił sztywne ramy samochodowego układu. Nic dziwnego, wszak temperatura powietrza sięgnęła 30 stopni a też nie wszystkie samochody jeżdżą na tyle często żeby były przygotowane na tego typu próby.
Na spot pojechałem błękitnym W124, który zakończył u mnie fazę technicznego dopieszczania, wszystko w Dzienniku Pokładowym – tutaj, a teraz powrócił do właściciela. Nadal jest na sprzedaż, ale z tendencją do porządnego wypoczynku w suchym garażu. Nie znaczy to, że po zakończeniu imprezy miałem pójść na peron PKP bo Adam, właściciel Mercedesa, podjechał kolejnym tematem warsztatowym – tym razem to Corolla E9, ale w wersji GTi, którą należy przejrzeć i przygotować do jesiennych jeszcze startów na torze.
Spot był, jak zwykle, okazją do przejrzenia parku samochodowego stolicy (i okolicy). Trochę tego przybyło, prawdę mówiąc nie przypominam sobie żeby tyle samochodów zjechało na żwirek, ale tak to teraz wygląda. Im bardziej nam zatem wciskają bateryjki na kołach, tym więcej chętnych żeby tankować benzynę. I dobrze, bo jest w tej benzynie siła, historia, smak. Trzymajmy się jej, jak najdłużej się da. I tego samego życzę organizatorom (oraz sobie). Jak mówili partnerzy z „Bad Boys”: We ride together, we die together.
Z imprezy wracaliśmy już w deszczu, ale udało nam się zapanować nad pierwszym odruchem ucieczki na widok błyskającej wokół burzy i informuję wszystkich ucieczkowiczów, że padało dopiero po 22.00.