W poniedziałek, 6 września, Sobiesław Zasada spotkał się z klubem dziennikarzy seniorów. W Sali Automobilklubu Polski opowiadał o swoim starcie w Rajdzie Safari, ale też przyznał, że ciężko mu po śmierci żony.

Spotkania klubu dziennikarskich seniorów mają klimat odmienny od zwyczajowych konferencji prasowych. Przede wszystkim nikt tu nikomu kitu nie wciska bo i nie ma jak. Ci ludzie widzieli i słyszeli zbyt wiele, żeby można sobie było na to pozwolić.

Wielu z obecnych jak redaktor Andrzej Martynkin czy Jan Okulicz, znają się z zaproszonymi gośćmi od dziesięcioleci więc szczęśliwie odpada jakakolwiek formalność. W takiej, chciałoby się rzec, familijnej atmosferze, o pewnych rzeczach mówi się łatwiej, a o innych w ogóle.

Tak było i w przypadku spotkania z Sobiesławem Zasadą, który poświęcił czas kolegom  z dziennikarskiej branży aby podzielić się wrażeniami po tegorocznym występie w afrykańskim klasyku. Do mety co prawda nie dojechał, ale dobrze się tego słuchało.

Zasada na Safari był po raz pierwszy w latach 60. więc impreza nie jest mu obca. Większość występów zaliczył z żoną, panią Ewą, w roli pilota. Tak nie było w tym roku, pani Ewa nie czuła się już na siłach by zasiąść na prawym fotelu, ale kibicowała mężowi, jak zwykle.

Polski as kierownicy skrytykował fatalną jakość afrykańskich dróg, jego zdaniem chyba najgorszą w historii imprezy. Nawiązał do różnicy wiekowej do pozostałych kierowców a ta sięgała sześćdziesięciu lat i dla wielu rywali była trudna do zaakceptowania.

Jan Żdżarski przytoczył w trakcie spotkania cytaty od czołowych kierowców WRC. Podziw, podziw i jeszcze raz podziw były ich tematem przewodnim, natomiast żaden nie widział siebie za kierownicą rajdówki w wieku pana Sobiesława.

Zasada przyznał się do kilku błędów, w tym niepotrzebnie wolno przejechanego odcinka testowego, który potem zadecydował o przyznaniu dalekiego miejsca startowego. Polską załogę dręczyła też awaria pokładowego systemu komunikacji, łączność z pilotem praktycznie nie istniała.

Szkoda, że występ w tegorocznym Safari zakończyli na krótko przed metą, ale zakopani w piachu, gdzie zresztą później na samochód Polaków najechały jeszcze dwa inne pojazdy. Piękne, że takie przeciwności nie złamały polskiego zawodnika.

Pytany o możliwość ponownego startu w Safari, wiekowy rekordzista światowego rajdowania zapowiedział, że powróci do Kenii za cztery lata, na okrągłe 95. urodziny. Tego rekordu nikt mu już chyba nie odbierze.

Dodaj media
Aby wypełnić ten formularz, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce.
Kliknij lub przeciągnij do tego obszaru pliki przeznaczone do przesłania. Maksymalna liczba przesyłanych plików wynosi 30.
Kliknij lub przeciągnij do tego obszaru plik przeznaczony do przesłania.

Zostaw komentarz

Strona korzysta z plików cookie, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny. Akceptuje Więcej